Rozdział
1
♣ I
JUST WANNA BE ♣
Olivia
obudziła się. Jęknęła cicho, widząc jaką godzinę wskazuje
zegarek, który magicznie przymocowała do ramy swojego łóżka.
Szybko wyskoczyła z ciepłego posłania i wybrała ciuchy [♣],
które na siebie włożyła. Podkreśliła oczy czarną kreską, a
usta czerwoną szminką. Włosy szybko rozczesała i zeszła na
śniadanie, na które była już nieźle spóźniona.
Za
to właśnie kochała soboty – nie musiała nosić mundurka,
siedzieć na lekcjach... pięknie!
Uchyliła
wrota do Wielkiej Sali. Weszła do środka, nogą przymykając
wejście z powrotem. Obecni na sali utkwili w niej oczy, jakby miała
za chwilę wyrosnąć jej druga głowa. Dziewczyna uśmiechnęła się
lekko i ruszyła w stronę stołu Gryfonów.
Przedstawiciele
płci męskiej odwracali za nią głową i gwizdali głośno i
przeciągle. Nim nastolatka znalazła swoich przyjaciół Wielka Sala
tonęła w gwizdach, które wywołały u niej złośliwy uśmieszek.
Nauczyciele
(czytaj Severus i Minerwa, bo resztę to cieszyło) gromili wzrokiem
pogwizdujących.
─ Liv!
- krzyczał ktoś. ─
Gryfonka
zaśmiała się słodko, widząc jej rudego przyjaciela, który
wymachiwał w jej stronę kurzym skrzydełkiem. Chłopcy, słysząc
jej śmiech, zamarli, szczerząc się.
─ Ej,
Lively! - krzyknął któryś z Puchonów. - A czy do mnie też się
tak słodko zaśmiejesz? ─
Co trzeba zrobić?
─ Och,
no wiesz... - udała zawahanie. - Może spróbować innego sposobu na
podryw? Co?
─ Ja
podrywam dobrze! - krzyknął Draco Malfoy. - Ja mogę dostać
uśmiech w zamian? Co, Lively?
─ Gustuję
w blondynach... - zaśmiała się, co spotkało się z kilkoma
warknięciami w stronę Malfoya.
─ To
dziś w lochach!
─ Trzeba
było wysłać sowę... któż wie, kto zamiast mnie przyjdzie?
─ Tylko
ty!
─ Och,
Malfoy, masz radar w oczach? - prychnęła, siadając obok
przyjaciela.
─ Czujnik
piękności, Lively! Czujnik piękności!...
─ Wykryje
mnie?
─ Tylko
ciebie!
─ Pewny
jesteś? Potraktuję to jako komplement.
─ Oj
tak! To był komplement! I przyjdziesz?
─ Zobaczymy...
─ Przyrzekasz?
─ Skarbie,
ja zawszę dotrzymuję słowa.
─ Nie
wątpię!
─ To
dobrze. ─
Jej śmiech rozniósł się po sali. ─
Hej, Ron.
─ Cześć
Liv – Weasley cmoknął ją w policzek. ─
Czego on chce?
─ Ogłuchłeś,
Ron?
─ Nie
pójdziesz.
─ Warto
się podroczyć. Podaj sól, Ron.
Ron
wzruszył ramionami i podał jej sól, wracając do rozmowy z Deanem
Thomasem.
♣
Przy
stole nauczycielskim panowało poruszenie. Wejście Olivii Lively
zdenerwowało wszystkich nauczycieli, gdy ci zdali sobie sprawę, iż
dziewczyna jest bacznie obserwowana przez Dolores Umbridge, nową
nauczycielki OPCM.
─ Co
to za dziewczyna? - spytała dyrektora. - Nie podoba mi się.
─ Jest
naprawdę dobrą osobą – wtrąciła ostro McGonagall. - Owszem,
budzi zainteresowanie chłopców, ale to chyba nic złego, Dolores?
─ Ależ
nie. - Umbridge uśmiechnęła się paskudnie. - Lecz nie podoba mi
się, że ta dziewczyna tak się z tym obnosi... Jak się zwie,
Minerwo?
─ Olivia
Lively – rzucił pośpiesznie Snape, uśmiechając się paskudnie w
stronę czerwonej ze złości McGonagall.
─ Aha,
dobrze wiedzieć... A ten chłoptaś?
─ Draco
Malfoy – zaśmiała się McGonagall.
♣
Panna
Lively i pan Weasley przechadzali się po błoniach, rozmawiając o
nadchodzącym roku szkolnym. Od pierwszego roku byli dla siebie jak
brat i siostra, zawsze nierozłączni. Ron zapoznał dokładniej Olivię dwójce swoich przyjaciół, Harrym Potterem – Chłopcem,
Który Przeżył – i Hermioną Granger – chodzącą encyklopedią
– z którą się zaprzyjaźniła. Poza tym Lively poznała również
młodszą siostrę Rona, Ginny, która zaimponowała jej swoim
podejściem do życia.
─ Jak
tam wakacje? - spytał Ron.
Olivia
uśmiechnęła się lekko, wspominając kolację powitalną dzień
wcześniej. Weszła wtedy do sali prowadzona za ramię przez Snape'a,
który przyłapał ją i Ginny skradające się w stronę lochów.
Chciały wyciągnąć mu z kwater kilka fiolek Amortencji, którą
podczas jednego z licznych szlabanów zauważyła Lavender Brown, od
razu ją o tym informując.
─ No,
no, no... - Dziewczyny zastygły z dłońmi na szafce nocnej w pokoju
Snape'a, którego głos rozległ się za ich plecami. - Dobrze, że
zaszedłem do toalety, nieprawdaż Lively? Weasley?
─ W
zasadzie – zaczęła Olivia, odwracając się w jego stronę – to
bardzo źle, bo nas pan tutaj znalazł.
─ Wiesz
co robi teraz twoja towarzyszka?
─ Stoję
do niej plecami.
─ Kręci
głową nad twoją głupotą, dziewczyno! - krzyknął i złapał ją
i Ginny za nadgarstki, po czym zaczął ciągnąć w stronę Wielkiej
Sali.
Drzwi
otworzyły się z zamachem, a uczniowie i nauczyciele ujrzeli
czarnowłosego Mistrza Eliksirów, który ciągnął na środek sali
opierające się nastolatki,
─ Puść,
człowieku! - ryknęła Ginny, której ręka zrobiła się czerwona.
- To boli! Puszczaj! Puszczaj! Wstrętny Nietoperzu z Lochów!
─ Właśnie!
Puszczaj! Ją to boli! - zawtórowała jej Lively. - Zrobisz jej
krzywdę, idioto! PUSZCZAJ NAS!!!!!!
─ SZLABAN,
SZLABAN, SZLABAN! – ryknął Snape, puszczając ich ręce.
Ron
pomachał jej dłonią przed twarzą.
─ Czego,
Ron?
─ Mówię
do ciebie o moich wakacjach, a ty gadasz o Snapie, Ginny i
Amortencji.
─ Olivia
spłonęła rumieńcem. Co on musiał pomyśleć?
─ Nie
rozumiem o czym mówisz. - Jej twarz skrzywiła się lekko. - Nie
miałam okazji przywitać się z Ginny i Hermioną...
─ I
Harrym – dodał Ron.
Olivia
wywróciła oczami i skinęła głowa. Ona i Chłopiec-Który-Przeżył
nie darzyli się zbytnią sympatią i zwykle ograniczali się do
kiwnięcia głowy na powitanie.
Ron
wiedział o niechęci Gryfonki do Gryfona i odwrotnie, lecz nie
potrafił tego zrozumieć; byli jego najlepszymi przyjaciółmi, a
ignorowali się od pierwszego roku. Ona była w stosunku do niego
chłodna i obojętna, on obojętny i niekiedy agresywny, gdy zdarzyło
się jej zwrócić na niego swoją uwagę. Nienawidzili się skrycie.
Ron wolał, aby krzyczeli na siebie, wyzywali się i inne tego typu
rzeczy; czasem cisza i spokój przy tej dwójce budziła u Rona
jednocześnie złość i strach. Przecież zawsze mogła być to
cisza przed okropną burzą, powtarzał sobie w myślach, ilekroć
Liv i Harry mijali się na korytarzach Hogwartu.
♣
Ron i Olivia weszli do Pokoju Wspólnego Gryffindoru z uśmiechami na twarzach. Pomieszczenie wręcz tętniło życiem: w kącie przy stolikach uczniowie klasy siódmej grali w pokera, gdzie nie nie gdzie słychać było rozwalane pionki z szachów, piski, gdy ktoś przegrał w Eksplodującego Durnia, śmiechy podczas gry w Magiczne Wyzwania i Wyznania i upraszających o ciszę czytelników.
Na
kanapie przy kominku siedziały dwie nastolatki: jedna miała proste,
ognistorude włosy, zaś druga burzę kasztanowych loków. Ruda
siedziała z gazetką w ręce, podczas gdy jej koleżanka przeglądała
najgrubszą, dostępny na regale w Pokoju Wspólnym Gryfonów,
księgę. Ron i jego towarzyszka skierowali w ich stronę kroki.
Rudy
rzucił się na fotel, a Olivia opadła na kanapę obok przyjaciółek.
─ Nie
miałyśmy okazji się przywitać, zauważyłyście?
Ginny
oderwała się od swojej gazety i rzuciła się w ramiona Olivii,
która odwzajemniła jej żelazny uścisk i całusy na policzkach.
─ Wybacz
Hermionie, szuka czegoś...
─ Co
przyda się za miesiąc – dokończyła Olivia, co ruda Gryfonka
potwierdziła kiwnięciem głowy. ─
Hermiono, też się za tobą stęskniłam.
Hermiona
westchnęła, przytuliła lekko Olivię i wróciła do czytania.
─ Widziałaś
się już z Harrym? - zagadnęła wesoło Ginny.
Olivia
zmarszczyła nos i pokręciła głową z wyraźną ulgą.
─ Nie
i cieszę się niesamowicie.
Ginny
odłożyła „Czarownicę” na swoje kolana i wychyliła się do
przodu, żeby spojrzeć na koleżankę, którą „odgradzała” od
niej Hermiona.
─ Żartujesz?
- syknęła. - Dlaczego się cieszysz? Przecież to twój przyjaciel
i...
─ Och...
to nie mój „przyjaciel” - weszła jej w słowo Olivia. - Znoszę
tego Bliznowatego herosa ze względu na ciebie, Granger i Rona,
Weasley.
─ Dobrze,
dobrze... - mruknęła Ginny, próbując załagodzić sytuację. -
Czemu tylko do Rona mówisz po imieniu? - zręcznie zmieniła temat.
Olivia
wzruszyła ramionami.
─ Bo
jego pierwszego poznałam? - odpowiedziała pytaniem. - Nie wiem. Ron
to Ron, Hermiona to Granger, bo ma za długie imię, Bliznowaty to
Bliznowaty, a ty jesteś Weasley, bo lubię wypowiadać to nazwisko.
Może być, mamusiu?
Ginny
zachichotała i skinęła.
─ Może
być.
─ Harry
idzie – burknął Ron, który dwa razy wciągu przechadzki
wylądował w jeziorze obok wielkiej kałamarnicy.
♣
Nie wiem co napisać. Rozdział pisał się przez tydzień, a ja nie miałam czasu go dodać – przepraszam za zwłokę. Ja z pisaniem mam tak: wymyślam w zeszycie co musi się w nim stać, kogo na pewno ma nie być i piszę. Zwykle siedzenie nad tym przeklętym zeszytem zajmuje mi dwa dni, bo co chwilę zmieniam, więc piszę minimum tydzień... Mam nadzieję, że przypadł on wam do gustu, bo ja osobiście nie jestem z niego zadowolona na więcej niż 60 procent. Następny pojawi się dwudziestego piątego, bo za trzy dni wyjeżdżam i wracam dopiero dwudziestego czwartego w nocy. Jak mijają wam wakacje? W chuj, szybko zleciały! Już za miesiąc do szkoły... AAAAAAAAAAAAAAA! RATUNKU!!..... A jak jest z wami, hę? ;*April